piątek, 17 czerwca 2016

Festiwal Dobrego Smaku, czyli kuchnia bengalska zawitała w Łodzi


15 czerwca miałyśmy okazję wziąć udział w konferencji prasowej dla dziennikarzy i blogerów w ramach 13. edycji Festiwalu Dobrego Smaku. Konferencja ta była połączona ze spotkaniem z Ambasadorem Bangladeszu Muhammadem Mahruzurem Rahmanem oraz z warsztatami kulinarnymi z użyciem tradycyjnych produktów bengalskich. Całe wydarzenie miało miejsce w Studio Kulinarnym Book&Cook na terenie OffPiotrkowska.



Po oficjalnym rozpoczęciu konferencji i przedstawieniu Ambasadora Bangladeszu nastąpiła krótka prezentacja na temat kraju oraz tradycyjnych dań i produktów stosowanych w kuchni bengalskiej. Już po po tym wiedziałyśmy, ze czeka nas wieczór z ostrymi, oryginalnymi i aromatycznymi przyprawami. Zresztą apetyczny zapach roznosił się już przed samym wejściem do studia!
Największą atrakcją dla uczestników był fakt, że mogliśmy obserwować bengalskich kucharzy w akcji. Można było podpatrzeć ich sztuczki i technikę gotowania.



Już na powitanie na stole czekały na nas tradycyjne bengalskie przystawki. A na każdym talerzu nałożona była mała porcja zmiksowanych alg.

Singara i Bhorta

Te śmiesznie zawinięte pierożki to Singara, tradycyjna bengalska przystawka nadziewana ziemniakami i warzywami. Zawinięty pierożek jest smażony na głębokim oleju, co nadaje fajną chrupkość. Natomiast kuleczki - Bhorta, to nic innego jak zmielona ryba obtoczona w grzankach z chleba i również usmażona na głębokim tłuszczu.

Chop
Chop - na pierwszy rzut oka niby zwykłe jajo na twardo, ale nie! zamknięte w ziemniaczanym purée z kolendrą, w przepysznej panierce.
Oprócz tego na stole znajdowały się sosy do potraw: jeden z nich z ostrych papryczek chilli, natomiast drugi przypominał nam sos czosnkowy, ale użyte do niego przyprawy i zioła nadawały mu charakterystycznego, orientalnego smaku, przez co był o niebo lepszy niż ten który znamy.
Warta uwagi, była także ostra sałatka ze świeżego mango i chilli. Połączenie słodyczy tego owocu z pikantnością papryczki było zaskakujące, ale orzeźwiające i przyjemne dla naszego podniebienia.


sałatka z mango i chilli


Po przystawkach przyszedł czas na dania główne. Baaaaardzo ich wyczekiwałyśmy, ponieważ przechadzają się po studio i obserwując prace kucharzy zwróciłyśmy uwagę na smacznie wyglądające krewetki i wiedziałyśmy już, że czeka nas prawdziwa uczta.



Do wyboru były dwa dania główne z curry: wspomniane krewetki  oraz rozpływająca się w ustach wołowina.
Krewetki były podane w pancerzach (co niektórym gościom konferencji nie bardzo się to podobało, gdyż było trzeba pobrudzić sobie "paluszki") dzięki czemu były nieprzesmażone i zachowały swoją naturalną soczystość.
Wołowina była niesamowicie miękka i wspaniale doprawiona. Może na naszym zdjęciu nie wygląda zbyt apetycznie, ale smak wynagradzał jej wygląd!

wołowina z curry

Jak na Azję przystało, do obu dań był podany ryż. Jednak nie był to zwykły ryż! Gdy gotujemy go w Polsce najczęściej doprawiamy vegetą. Natomiast ten był podany z prażoną cebulką, groszkiem, marchewką i oczywiście kolendrą. Nie trzeba chyba mówić, który był lepszy...




Sporym zaskoczeniem był deser. Każdy z nas zna ciasto marchewkowe, ale tutaj miałyśmy do czynienia z zupełnie inną jego odsłoną. Czemu? To ciasto nie było pieczone! Jednak nie wiemy dokładnie z czym było przyrządzone. Na pewno marchewka była przesmażona na patelni i przyprawiona cynamonem i wanilią. Całość ciasta była podana na płaskim talerzu i posypana posiekanymi nerkowcami. Pychotka!




Teraz czas na małe podsumowanie:

Byłyśmy miło zaskoczone zaproszeniem na warsztaty, ponieważ prowadzimy tego bloga niecałe trzy miesiące i nie wyrobiłyśmy sobie jeszcze odpowiedniej renomy. Bengalska kuchnia do tej pory była nam zupełnie obca, nigdy nie próbowałyśmy potraw z tej części świata. Jedna rzecz rzuciła nam się od razu w oczy... kuchnia ta nie może obyć się bez kolendry, która królowała we wszystkich daniach!
Warsztaty były dla nas ciekawym doświadczeniem i mamy ogromną nadzieję, że będziemy miały okazję poznawać nowe smaki i częściej brać udział w tego rodzaju wydarzeniach.  Drzemie w nas również inna cicha nadzieja... Żebyście Wy, nasi czytelnicy rozwijali razem z nami swoje kuchenne horyzonty, a nie poprzestawali jedynie na polskim bigosie i schabowym (który absolutnie nie odbiega od światowych smaków!)
0

wtorek, 14 czerwca 2016

ato sushi - nie przejdziesz obok obojętnie!

Nawiązując do zbliżającego się Międzynarodowego Dnia Sushi postanowiliśmy odwiedzić jedną z naszych ulubionych restauracji w mieście - ato sushi! Dzięki temu miejscu nie tracimy wiary w możliwości łódzkiej gastronomii.


źródło zdjęcia    https://www.facebook.com/AtoSushi/photos/pb.17
ato sushi
Łódź, ul. 6 sierpnia 1/3
kuchnia japońska
adres www.  - ato sushi

Rzadko, w której restauracji w Łodzi w środku tygodnia można zastać takie tłumy i pełną salę gości jak tu. Formalnością więc będzie tylko opisanie tego miejsca, ponieważ komplet na sali mówi sam za siebie. I tym razem również musieliśmy zarezerwować wcześniej stolik, by mieć pewność, że będziemy mogli zjeść.

Obsługa - Miłą odmianą w odróżnieniu od innych łódzkich restauracji, że tutaj kelner przywitał nas uśmiechem, a nie nadętą miną i wyrazem twarzy mówiącym: "Więcej was matka nie miała?!". Kelner (bo tutaj parasola próżno szukać) od razu zaproponował nam napoje, pomagając nam w wyborze. Kolejna miła odmiana...
Ze względu na to, że menu restauracji nie jest oczywiste dla każdego gościa, wszystkie pozycje zostały nam jasno przedstawione oraz zasugerowano nam jaki zestaw sushi set wybrać, aby nasza gromadka była zaspokojona ciekawością spróbowania różnorodności odmian tego smakołyku. Dodatkowo warto dodać, że żadnym problemem dla kucharza i kelnera nie była zamiana ryby w sushi z łososia na tuńczyka. *
Pozytywnych wrażeń ciąg dalszy, otóż nasz stolik dostał zamówione dania W TYM SAMYM MOMENCIE! (co zdecydowanie rzadko zdarza się w łódzkich lokalach). W tej restauracji również NIE znajdziecie kelnerów - poszukiwaczy, którzy tylko czyhają na twój pusty talerz, aby jak najszybciej zabrać go na zmywak. Kelnerzy tutaj znają magiczny przedmiot zwany tacą, która służy do podawania napojów i sprzątnięcia brudnego szkła.

* japońska kuchnia, a przede wszystkim sushi kojarzone jest z surowymi rybami, co na pierwszy rzut oka dyskwalifikuje z klienteli kobiety w ciąży, które lubią sushi. Tutaj jednak to nie problem. Gdy byliśmy tutaj jakiś czas temu z ciężarną nie było żadnego problemu aby podać jej wybrane przez nią sushi z gotowaną lub smażoną rybą.

Nasza ocena:  6/6



Smak - Jak zwykle smak i prezentacja talerza była na najwyższym poziomie, ale nie ma się co dziwić, gdy szef kuchni jest Najlepszym Sushi Masterem w kraju, a ósmym na świecie! Dodatkowo świeży produkt najwyższej jakości zawsze gwarantuje przepyszny smak. A właśnie tutaj macie okazję spróbować prawdziwego, świeżego tuńczyka błekitnopłetwego, który systematycznie jest sprowadzany i serwowany  w restauracji.


krewetki tygrysie w cieście tempura

tatar z tuńczyka

polędwica wołowa wędzona dymem wiśniowym




makaron udon z marynowanym rostbeffem, czosnkiem, sosem sojowo-grzybowym i pak choi




sushi set dla 3-4 osób

set z poprzedniej wizyty, tym razem przewidziany dla 2-3 osób


torcik z zielonej herbaty i białej czekolady

Chyba nasza ocena smaku jest tutaj zbędna, wystarczy spojrzeć na zdjęcia. Nie będziemy zdziwione, jeśli od teraz myśl o wizycie w ato sushi będzie chodzić Wam po głowie. Pewnie jeśli raz odwiedzicie to miejsce, zakochacie się w tych smakach i zostaniecie stałymi bywalcami (tak jak my).

Do tej pory odwiedzając restaurację, wybieraliśmy na danie główne sushi, tym razem jednak postanowiliśmy oprócz tego spróbować również dania z makaronem, które okazało się przepyszne(co nas specjalnie nie dziwi). Mimo, że na ogół dania makaronowe są dosyć "zapychające", to okazało się lekkie i orzeźwiające, dzięki charakterystycznym, orientalnym przyprawom.

Na uznanie zasługuje również deser (który dotychczas nie mieścił się już po zjedzeniu przystawki i sushi w naszych brzuchach). Torcik z zielonej herbaty i białej czekolady podawany z musem z mango był obłędny!

Nasza ocena: 6/6


Menu - lokal przede wszystkim specjalizuje się w sushi, ale z pewnością osoby, które nie przepadają za tą potrawą spokojnie znajdą coś co zadowoli ich podniebienie.
Wśród dań serwowanych w restauracji jest w czym przebierać: od przystawek, makaronu, przez dania mięsne aż po sushi, kończąc na sałatkach. 
Wegetarianie i weganie na pewno nie wyjdą stąd głodni, ponieważ ato sushi pomyślało o nich proponując: np. makaron sobą z zieloną herbatą i tofu, hosomaki z pestkami dyni lub marynowaną rzepą.
Co do napoi będą tutaj grzechem byłoby nie spróbować pysznego piwa z zieloną herbatą i cytrusami yuzu czy japońskiego, białego, słodkiego wina Choya, podawanego z kostkami lodu, które idealnie komponowało się ze smakiem torcika z zielonej herbaty.

piwo z zieloną herbatą i cytrusami yuzu


Cena - Pewnie znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że jest tutaj drogo, ale nie zapominajmy, że produktów, używanych do dań nie kupimy na ryneczku Bałuckim. Za świeże, oryginalne produkty trzeba zapłacić i jest to oczywiste. Wielkość porcji gwarantuje uczucie przyjemnej sytości, ale nie przejedzenia.


Wystrój - wystrój można określić jako minimalistyczny, przez co celnie trafia w japoński klimat. Proste, klasyczne meble i jasny kolor ścian sprawia, że wnętrze jest przytulne. Warto także wspomnieć, że istnieje możliwość rezerwacji pokoju VIP, gdzie można skorzystać z odrobiny prywatności. W razie chęci wyboru tej opcji, wiedzcie, że jest doliczane 10% do rachunku.

Nasza ocena: 6/6


Atmosfera - już wchodząc do tej restauracji nie ma się poczucia bycia intruzem. Dzięki uśmiechniętym kelnerom ma się poczucie swobody i komfortu. Do tego należy również dodać możliwość zjedzenia przy barze i przy okazji luźnej pogawędki z kucharzami i podpatrzenia jak tworzy się nasze danie, gdyż połowa kuchni jest otwarta. Japońską atmosferę wprowadza również rytuał podania gościowi gorącego ręczniczka do wytarcia rąk przed rozpoczęciem jedzenia. Wszystkie te rzeczy sprawiają, że do ato sushi chce się wracać i zapraszać tam swoich znajomych. Tego miejsca na pewno się nie powstydzisz i podobnie jak my zakochasz się w tym miejscu!

Średnia ocena: 6/6





0

środa, 8 czerwca 2016

Jarmark francuski w Łodzi

Bonjour Madame! Bonjour Monsieur!

Nie wyjeżdżając poza granice miasta, będziecie mogli rozkoszować się kawałkiem Francji!

Czyli...

Jarmark francuski niedługo zawita w Łodzi!

 Już w dniach 15-19 czerwca ulica Piotrkowska w okolicy Pasażu Schillera nabierze francuskiego klimatu. A to wszystko za sprawą organizowanego tam Jarmarku Francuskiego, gdzie będziecie mogli posmakować oryginalnych smaków Francji. Będą czekały na Was świeżo wypieczone bagietki, croissanty, wina, sery oraz wiele innych produktów (nie tylko spożywczych) charakterystycznych dla tego kraju. 

Godziny trwania jarmarku
15.06.16 (śr), g. 14:00 - 20:00
16-17.06 (czw-pt), g. 10:00- 20:00
18-19.06 (sb-nd), g. 9:00 - 20:00



Zapraszamy!
0

wtorek, 7 czerwca 2016

Międzynarodowy Dzień Sushi w Łodzi


18 czerwca to Międzynarodowy Dzień Sushi. Wszyscy wielbiciele tej potrawy będą mogli zajadać się do woli. Łodzianie mogą skorzystać z dwóch lokalizacji tego wydarzenia.

Jeśli lubicie piknikowe klimaty, zapraszamy Was na obchody Święta sushi do Parku Poniatowskiego od godziny 15:00. Więcej informacji TU

Jeśli wolicie zaś klasykę, wtedy wybierzcie się na Piotrkowską 217, w godzinach 11:00 - 20:00 i tam cieszcie się japońskimi przysmakami. Podobnie jak w poprzednich edycjach obchodów Międzynarodowego Dnia Sushi odbędzie się konkurs o tytuł "Łódzkiego Mistrza Sushi". W tym roku do potyczki staną:

  • Sushi Kushi
  • Sushi w Dłoń
  • Susharnia Łódź
  • Nekko Sushi
  • Sushi Nori
  • Kuroneko
  • Sakura Sushi
  • Restauracja TenSushi
  • MamRamen
  • Pan Sushi 
 Macie już swojego faworyta? Jeśli tak, koniecznie oddajcie na niego swój  głos w ankiecie na FB ---->ankieta

Jak zwykle serdecznie zapraszamy!
0

poniedziałek, 2 maja 2016

Lody, lody! Dla ochłody! Cukiernia Wasiakowie, ul.Traugutta

źródło zdjęcia - https://www.facebook.com/CukierniaWasiakowieLodz/photos/



Lodziarnia Cukiernia Wasiakowie
Łódź, ul Traugutta 2

Lato, lato, lato. A jak lato to lody, wiadomo!. W całej Łodzi roi się od budek z włoskimi lodami, które erę swojej świetności dawno mają już za sobą. Teraz szukamy czegoś więcej. Szukamy: ciekawych smaków i naturalności. Obydwie rzeczy znajdziecie w Cukierni Wasiakowie, gdzie zdaniem nie tylko NASZYM zjecie najlepsze lody w całym mieście! Ba! Znajdziecie nawet więcej, bo jeśli pójdziecie z kimś kto niekoniecznie ma ochotę na lody znajdziecie tu również pyszną kawę i niesamowite ciasta! Czego chcieć więcej?



Lody tutaj to prawdziwy numer 1!
Co prawda nie ma tu do wyboru dwudziestu różnych smaków, ale to świadczy tylko o tym, że stawia się na naturalność i prosty skład.
Jest pewna gama smaków, która się nie zmienia:np. kakao, śmietanka, sorbet cytrynowy
Dodatkowo co tydzień lodziarnia funduje nam dwa extra smaki: my trafiliśmy na bukiet różany z maliną i truskawkę z bazylią i octem balsamicznym!
Inne przykłady? Proszę bardzo: mohito, rabarbar, masło orzechowe, kasztany z solą morską ! Nieźle prawda?
Jak widać niekoniecznie  trzeba lubić słodkości, żeby zasmakować w Wasiakowych lodach!

Lodziarnia zawsze oferuje coś dla osób nietolerujących laktozy oraz dla wegan! Taka okazja nie trafia się często. To kolejny powód wyjątkowości  tej lodziarni.




Ile płacimy średnio za gałkę lodów gdziekolwiek?  około 2,50zł
Tutaj zapłacimy o złotówkę więcej, ale:
  1. lody nie są nakładane gałkownicą, lecz hmmm czymś w rodzaju murarskiej szpachli, jedna porcja to mega porcja
  2.  za ten smak i jakość to i tak niewiele! 



My zakochaliśmy się w tych lodach!
Niesamowity smak plus przepyszny wafelek to duet idealny!

Czy zgadzacie się z naszą oceną? Czy może uważacie, że jest miejsce gdzie lody są JESZCZE lepsze??
Czekamy na sugestie!
0

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Wege Festiwal na Piotrkowskiej 217



Nie trzeba być wegetarianinem, żeby wybrać się na Wege Festiwal!

Tam każdy znajdzie coś dla siebie.

Już 1 maja przy Piotrkowskiej 217 w godzinach 11:00-18:00 zaparkują najlepsze wege foodtrucki
i zafundują Łodzianom zdrową wyżerkę!

Oprócz zjedzenia wege przysmaków na wynos będzie również możliwość zakupienia różnych pyszności do domu. Na stoiskach znajdziemy: domowe przetwory, hummus, pyszne pierogi czy też najlepsze ciasta!

Zapraszamy serdecznie!

0

czwartek, 21 kwietnia 2016

IJALBA - degustacja win z Riojy z przedstawicielem winnicy

https://www.facebook.com/klubwino/photos/

Mamy kolejną gratkę dla amatorów win. Tym razem nie polskich lecz hiszpańskich. Klub Wino w najbliższy wtorek (26.04) o godzinie 19.00 organizuje degustację z Santiago Solano, przedstawicielem winnicy Ijalba. Aby móc wziąć udział trzeba zgłosić rezerwację mailem: michal@klubwino.pl
Cena spotkania to 55zł/osobę (wymagany wcześniejszy przelew). Więcej informacji TUTAJ
0

Klub Wino - mała winnica na Piotrkowskiej 217


To nie będzie recenzja, taka jak dwie poprzednie, ponieważ Klub Wino to sklep i wine bar w jednym. Można tam spędzić w niezobowiązującej atmosferze czas ze znajomymi.



https://www.facebook.com/klubwino/photos/pb.198427976841612.

W Klub Wino  przeważają (jak na moje oko) wina z Hiszpanii, ale również w asortymencie są wina z całego świata. Warto podkreślić, że lokal jest również miejscem, gdzie są organizowane profesjonalne degustacje z udziałem przedstawicieli ze znanych winnic. Bardzo miłym zaskoczeniem, była możliwość spróbowania naszych rodzimych win, które spokojnie mogą konkurować z winnicami z Południowej Europy i nie tylko.




Jak to przystało na wine bar przy degustacji warto zamówić "coś na ząb". Wspólnie ze znajomymi postanowiliśmy zrobić mały przegląd przystawek. Po krótkiej konsultacji z szefem kuchni, wybraliśmy takie oto cuda:



oliwki w marynatach



pasta z fety z ziołami i tapenada z czarnych oliwek



polskie sery: Myster Wańczyk, Emiligrana, Lazur


jestem zadowolona z tego zdjęcia, dlatego dodałam:)


bagietka z siekanym tatarem z truflami


bagietka z puree z kalafiora, pleśniowego sera i z palonym kalafiorem


Nie ma się do czego przyczepić! Wszystkie przystawki były smaczne, świeże oraz starannie przygotowane, co widać na załączonych zdjęciach. Jednak moim faworytem została bagietka z puree z kalafiora.
Oprócz przystawek, można zamówić, dania główne oraz desery. Nie mieliśmy okazji ich spróbować, ale sądząc po zapachu, który roznosił się po całym lokalu, może być równie smacznie.

Dużym plusem lokalu jest przesympatyczna obsługa, która zna się na rzeczy i na temat wina jest nie "do zagięcia". Sommelier (była to bardzo miła dziewczyna) przez którą zostaliśmy świetnie obsłużeni i trafiła w nasze gusta co do win. Zresztą nastawienie wszystkich pracowników, łącznie z kucharzami, którzy chętnie nawiązują kontakt z gościem, powoduje, że czujemy się swobodnie i na luzie. Co prawda kuchnia jest mała i prowizoryczna, jednak to nie przeszkadza w tworzeniu smacznych dań.

Wystrój jest surowy i minimalistyczny. Niech Was nie zdziwią surowe mury czy porozstawiane na około kartony, tak ma być! Całość wygląda na niedokończoną i niechlujną, co nie wszystkim musi się podobać, ale według nas ma to swój urok i oddaje klimat francuskiej winnicy



Mimo tego, że ta recenzja jest inna, to standardowo musimy zadać to pytanie, czy wrócimy tam po raz kolejny? Odpowiedź brzmi TAK! Dla nas jest to na razie najlepsze z miejsc, gdzie można dobrze zjeść i napić się dobrych win, ale również spędzić długie godziny na rozmowie ze znajomymi.

Nasza ogólna ocena: 6/6
1

wtorek, 19 kwietnia 2016

"Coś Dobrego", czy aby na pewno?



Niedzielne popołudnie. Zbyt wietrznie i chłodno by wybrać się z niemowlakiem na Food Truck Festival, dlatego trzeba znaleźć inną opcję na niedzielny obiad. Wybór padł na „Coś Dobrego” na Rynku łódzkiej Manufaktury, a to ze względu na przeczytaną niedawno opinię na jednym z najbardziej popularnym z  łódzkich blogów o tej tematyce. Recenzja dawała nadzieję na smaczny obiad i mile spędzone popołudnie. Restauracja mieści się obok Grakuli. Lokal specjalizuje się w polskiej kuchni, a przede wszystkim w pierogach: tych z wody oraz z pieca.



źródło zdjęcia https://www.facebook.com/Restauracja-Co%C5%9B-dobrego-807482529280904/?fref=ts



 Restauracja "Coś dobrego"
Rynek Manufaktury


Obsługa – Obsługę lokalu stanowiła trójka kelnerów, co w niedzielne popołudnie w lokalu pełnym ludzi daje dwie możliwości: albo są lepsi niż Usain Bolt, albo po prostu nie ogarną sytuacji. Cała trójka to osoby w wieku studenckim, więc można było przeczuwać, że serwis będzie na „parasolowym” poziomie. Nie lubię jednak uprzedzać się na zapas, postanowiłam dać im szansę. Nasz stolik obsługiwał młody chłopak, ogólnie sympatyczny, od razu poinformował, że czas oczekiwania na danie główne to około 30 minut, zaś zupa powinna pojawić się na stole w ciągu 10 minut.. Stwierdziliśmy, że poczekamy (w końcu to nie McDonald). Ale tego się nie spodziewaliśmy! O zgrozo...  po 20 minutach od złożenia zamówienia dostaliśmy napoje, po kolejnych 10 minutach, na horyzoncie pojawiła się zupa. Jednak czar prysł, gdy się okazała niezbyt ciepła… Pan grzecznie przeprosił za czas oczekiwania, tłumacząc się awarią na kuchni (i tutaj także nasuwają mi się dwie interpretacje do tej „awarii”: albo na kuchni były „tłuczygary”, którzy nie nadążali z zamówieniami, albo szef kuchni zarządził przerwę na papieroska).  Na dania główne czekaliśmy jeszcze 20 minut, co ogólnie rzecz biorąc znacznie przekroczyło zapowiadany czas. Jakby tego jeszcze było mało, cała nasza trójka dostała jedzenie w odstępie 5-10 minutowym!!! Jednak to nie koniec! Najdłużej na swoje danie czekał, kto?! Moje DZIECKO, które było już niesamowicie głodne. Nie wspomnę już o tym, że nam jako rodzicom głupio było zacząć jedzenie drugiego dania, widząc smutną i zawiedzioną minę naszego dziecka. Więc „skubaliśmy” delikatnie nasze dania, wypatrując z nadzieją szybkiego nadejścia kolejnego talerza. Gdyby na sali pracowali kelnerzy a nie „parasole”, przed moim dzieckiem zapewne byłby postawiony pusty talerz, po to abyśmy mogli podzielić się z nim naszą porcją. Nie po to idę do restauracji, żeby każde z nas jadło osobno… Gdybym wiedziała, że tak będzie wolałabym wybrać się na pizze (przynajmniej jedlibyśmy razem). Kelnerzy byli bardzo spięci, zero uśmiechu (w końcu za stawkę 5 – 8 zł/h ciężko od nich tego wymagać).  Całą obsługę mogłabym podsumować jednym słowem: czekanie – nawet na rachunek… 

ocena:2/6

Smak

rosół, podobno gotowany na trzech rodzajach mięsa

rozlane, ale doniesione...

mix pierogów (kasza gryczana, ser biały i boczek, kura, mozarella i pieczarki, z serem, boczkiem i ziemniakami, z brokułami i mozarellą, z mięsem wołowo-wieprzowym, kiszoną kapustą i śliwką)

kotlet dziadka Antka


kotlet bity przez Babcię Zosię
Tak jak pisałam we wstępie restauracja specjalizuje się w kuchni polskiej z podkreśleniem pierogów, których w menu jest całkiem niezły wybór. Trafiliśmy akurat na festiwal pierogów więc zdecydowałam się na mix pierogów z pieca – 5 pierogów każdy z innym farszem . Zdecydowanie najsmaczniejszy był ten z serem, boczkiem i ziemniakami, czyli po prostu ruski. Chociaż muszę przyznać, że wszystkie były bardzo dobre, absolutnie nie będę narzekać. I właśnie te pierogi były najmocniejszym punktem. Potem było już tylko gorzej…

Jak mogłaby wyglądać niedziela bez rosołu… dlatego zdecydowaliśmy się na tą polską zupkę, która według menu miała być ugotowana na trzech rodzajach mięsa… i tu zaczynają się schody… jak widać na zdjęciu „oczek” rosołowych brak, smaku brak (tylko magii) i dobrze ugotowanego makaronu brak. Skoro ta zupa była z trzech rodzajów mięsa, to moja mama robi cuda tylko z jednego.

Dwa pozostałe dania niewiele różniły się od siebie smakiem. Pół talerza zajmowały smażone, ale jednak nie dosmażone ziemniaki i pierś kurczaka. I tutaj kucharze chyba zapatrzyli się na zupę i zapomnieli, że kurczaka też się przyprawia! Miłym zaskoczeniem były surówki, które  były bardzo smaczne i jako jedyne skonsumowane do końca. Nie trzeba być znawcą, żeby zauważyć, że zdecydowanie szwankuje prezentacja dań – trzeba iść z duchem czasu i najnowszymi trendami i chociaż spróbować podrasować wygląd talerza, na którym zdecydowanie brakuje kolorów. Nie chodzi mi tu o warzywne przystrajanki rodem z PRL-u (chyba, że idea restauracji idzie w tym kierunku), ale trochę inwencji twórczej. W tej chwili to już powinien być standard.

Przez głowę przeleciała mi kusząca myśl o deserze, jednak szybko się otrząsnęłam z marzeń, ponieważ wizja czekania kolejnych minut, a może nawet godzin była przerażająca.

ocena: 3/6

Menu – na pierwszy rzut oka widać, że w menu jest misz – masz i wszystkiego jest ogólnie za dużo. Tutaj sprawdza się zasada ze jak ktoś jest od wszystkiego to jest do niczego. Potwierdzeniem tego jest to, że jeśli restauracja dobrze czuje się w pierogach i jest to ich smaczną mocną stroną, to powinni przy tym pozostać a nie szukać dodatkowych wrażeń. Dużym plusem jest to, że restauracja promuje regionalne produkty. Niektóre z nich takie jak napoje mamy okazje zamówić z menu, a niektóre przetwory takie jak: dżemy, wiśnie w rumie czy chrzan można kupić i zabrać do domu.




Cena – Jeśli chodzi o ceny w menu, są standardowe jak na ten typ kuchni. Za zupę( jeśli traficie na prawdziwą zupę, a nie wodę z przyprawami jak my) zapłacicie od 6 do 11zł, dania główne to wydatek od 19 do 24zł, zaś za specjalność kuchni czyli pierogi od 19 do 25zł.  Porcje są raczej duże, więc jeśli traficie na smaczne danie na pewno nie wyjdziecie głodni.

Wystrój – To chyba najmocniejszy punkt restauracji. Całość lokalu jest bardzo spójna, urządzona w swojskim stylu, zgodnie z menu. Znajdziemy tu wielkie drewniane wrota na jednej ze ścian, dekoracje ze świeżych jabłek i mnóstwo dodatków, które sprawiają, że wnętrze jest bardzo przytulne. 

ocena: 5/6

Atmosfera – Na nic się zda ciekawy wystrój, jeśli w lokalu szwankuje właśnie atmosfera. Nie wiem, czy tylko mi się wydawało, że w powietrzu wisiało jakieś dziwnie, nienazwane napięcie. Wszystko było jakieś chaotyczne, nie tylko ruchy kelnerów, ale również innych pracowników, których mieliśmy okazję zobaczyć. Nie czułam się tam swobodnie, może to przez brak odpowiedniego zainteresowania i obsłużenia przez kelnerów, a może tak po prostu jest tam zawsze? Ciężko powiedzieć, jednak nie da się ukryć, że najważniejsze wrażenie po wizycie w restauracji zależy właśnie od obsługi, więc jeszcze raz podkreślamy nasze uwagi, może ktoś weźmie sobie je do serca i będzie lepiej?
Przy atmosferze warto sobie zadać pytanie, czy wróciłabym do „Coś dobrego”? Wróciłabym jedynie po to, żeby kupić pierogi na wynos i zjeść je spokojnie w domu….

Średnia ocena: 3,33/6
1
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.